Popularne posty

czwartek, 29 września 2011

Wynik sondy a głos wyborczy

Ponieważ w naszej redakcji nie jesteśmy zdecydowani na kogo zagłosować (jesteśmy całkowicie apolityczni), zdecydowaliśmy, że oddamy głos na ten komitet, który:

a) zdobędzie najwięcej głosów na naszym blogu,
b) zdobędzie najwięcej głosów w sondzie na naszym fan page'u internetowym

Link do fan page - http://www.facebook.com/pages/Ekonomiczno-Politycznie/154070644686740
Sondę na pewno znajdziecie, zaś my polecamy do polubienia:)

Są dwie odpowiedzi a) i b), ponieważ dwie osoby prowadzą tego bloga.

Liczymy także na merytoryczny udział w dyskusji na kogo głosować - w komentarzach na blogu lub na facebook'u.

Zobowiązujemy się, że oddamy głos na pierwszą osobę z listy w naszym okręgu.
Tak więc wygraną w zabawie są dwa kolejne głosy osób niezdecydowanych, a wręcz niezadowolonych z wyboru opcji politycznych w tym kraju...

Pozdrawiamy!

środa, 28 września 2011

Dwie wygrane w Lotto! Rozważania nad zawiścią a zazdrością

Wczoraj wygrały dwie osoby. Oczywiście zazdrościmy wygranej, ale nie jesteśmy zawistni.

Zaraz pojawią się głosy - a czym to się różni?

Spróbuję wyjaśnić to na przykładzie:

ZAWIŚĆ - to w czym Polacy jako naród są najlepsi. Niestety, jest to nasza cecha narodowa...
Można wyjaśnić to tak:
Mam dwie krowy, sąsiad ma natomiast trzy. Ponieważ denerwuje mnie fakt, że ma on więcej, idę w nocy do obory sąsiada i zatruwam mu dwie krowy. A po kiego ma mieć więcej niż ja?! Jedna mu przecież wystarczy... Oczywiście on też jest zawistny i... na drugi dzień budzę się rano, a w mojej oborze tylko jedna krowa.... Powoduje to we mnie kolejną falę zawiści - co dalej można sobie wyobrazić....

ZAZDROŚĆ - cechuję wszystkie nacje bez wyjątku. Popularna w krajach anglosaskich lub opartych na tradycji luterańskiej.
Wyjaśnijmy to obrazowo tak:
Mam dwie krowy, sąsiad ma trzy. Ponieważ ma więcej niż ja, jestem zazdrosny. Cały czas myślę nad tym, jak by tu... mieć więcej niż on. Zbieram pieniążki, oszczędzam, aż w końcu udaje mi się kupić kolejne dwie krowy. Teraz ja mam cztery, a sąsiad tylko trzy. Oczywiście on jest zazdrosny i koło się zamyka. Mamy coraz więcej krów, mnożąc swój dostatek i swojej wioski....

Jak widać zawiść prowadzi do obopólnej destrukcji, zaś zazdrość jest pozytywnym zjawiskiem.

Szkoda, że w Polsce są to często synonimy... Mówiąc komuś, że jesteśmy zazdrośni o to że ktoś ma więcej, możemy być źle postrzegani...

Podobnie, aczkolwiek inaczej zjawisko tłumaczy wikipedia - http://pl.wikipedia.org/wiki/Zawi%C5%9B%C4%87_(emocja)

My tymczasem zazdrośmy wygranej i postarajmy się mieć więcej kasy w przyszłości!

wtorek, 27 września 2011

Sonda wyborcza

Wybory parlamentarne do Sejmu i Senatu już 9 października.

Uruchomiliśmy sondę (dostępna po lewej stronie) z listą komitetów wyborczych startujących w wyborach do Sejmu.

Lista powstała na bazie: http://wybory2011.pkw.gov.pl/kom/pl/komitety.html

Zachęcamy do głosowania i do brania udziału w dyskusji o polityce w komentarzach.
Zamknięcie sondy 4 października o 12.00.

Co zrobić z wygraną w LOTTO?

Dzisiaj mamy rekordową, największą w historii, kumulację w polskich grach losowych.

W popularnym Lotto jest do wygrania aż 50 000 000 złotych (słownie: pięćdziesiąt milionów złotych)!

Wielu Polaków na samą myśl o takiej kwocie się rozmarzyło. Co jednak zrobić z tymi pieniędzmi, jeśli je wygramy?

Zacznijmy od tego, że jakby na wstępie, po wygranej zostanie pobrane należne 10% podatku od wygranych. Ponadto ta wygrana jest dzielona na wszystkie osoby, które trafią szóstkę. Prawdopodobieństwo wylosowania 6 liczb z 49 jest równe w przybliżeniu 1 do 14 milionów. To tak, jakby na boisku piłkarskim położyć monetę wielkości 5-złotówki i trafić ją lotką z trybuny (nie wiedząc oczywiście gdzie ona jest). Albo inaczej: to tak, jakby ułożyć butelki - jedna przy drugiej - w drodze od Gdańska do Zakopanego i do jednej z nich wsypać piasek, a potem wylosować tę butelkę. Wydaję się banalnie proste.

Załóżmy, że jesteś jedynym szczęśliwcem i do Ciebie trafiło 50 mln zł (ok, 45 mln).
Co zrobić? Pewnie większość ludzi powiedziałaby: "kupię sobie samochód, mieszkanie albo dom, polecę dookoła świata". Słowem: "wydam".

A co potem? Znów do pracy od 8 do 16, aby zarobić na chleb? No tak, pewnie wiele osób zostawiło by sobie kilka milionów na lepsze życie...

Ale jest lepszy pomysł. Oczywiście można sobie pozwolić wydać ten jeden milion (a co, przecież mamy ich dużo), ale resztę warto by zainwestować. W co? Najlepiej zdywersyfikować ryzyko, czyli rozłożyć naszą inwestycję na kilka mniejszych, tak by rozproszyć szansę straty naszej wygranej.

Jest tu dużo wariantów do wyboru i tak naprawdę zależy to od indywidualnej awersji do ryzyka. Dla przeciętnego zjadacza chleba popularnym i logicznym wydaje się być wyjście:

- 20-40% w nieruchomości - one zazwyczaj nie tracą na wartości, a zyskują, ponadto można czerpać niemałe zyski z wynajmu. Można kupić kilka mieszkań, może wybudować dom albo kupić starą kamienicę. Można też kupić mieszkania nad morzem w Polsce (choć u nas krótki sezon) albo np. w Grecji (podobno teraz są niezłe promocje).

- 20-30% w akcje (co bardziej pewniejsi nawet do 60%). W jakie akcje? W sumie to obojętne, jeśli się nie znamy. Można wybrać coś z indeksu WIG20. I pamiętajmy - tutaj też dywersyfikujemy ryzyko, skupując kilka pakietów akcji różnych firm. Dlaczego akcje? Obecnie mamy sporą przecenę na giełdzie, dlatego śmiało można skupować akcję i czekać... Czekać nawet kilka lat, aż nasz majątek się pomnoży. Proponujemy skupić akcje zarówno firm oferujących dywidendę (podział z zysku) oraz tych niedywidendowych. Kiedy wycofać się z akcji? Albo jak nam się znudzi, albo nigdy, albo... gdy wszyscy wokół będą trąbić wszem i wobec o hossie na giełdzie. Wtedy najlepiej sprzedać akcję, a w zamian kupić obligację i czekać znów... na kolejną bessę (hossa - długotrwały wzrost cen akcji, bessa - odwrotnie). Gdy wszyscy będą mówić o bessie, znów skupujemy akcje i czekamy na hossę. W myśl zasady: tanio kupić, drogo sprzedać.

-10-20% w obligacje lub wysoko oprocentowane lokaty. Bezpieczne papiery przynoszące zysk.

- 0,5% na koncie oszczędnościowym lub ROR-ze. Chyba nie ma sensu trzymać więcej niż 225 000 złotych (0,5% z 45 mln) na rachunku rozliczeniowym. To i tak wystarczy na drobne wydatki :)

- 10% w złoto i inne inwestycje alternatywne. Raczej stabilny zysk, mała szansa spadku ceny złota, bezpieczna inwestycja w długim okresie.

- 20-30% we własne działalności - przedsiębiorstwa. Mając tyle kasy z łatwością możemy założyć kilka spółek z o.o. lub S.A. czy to produkcyjnych czy usługowych. Warto pamiętać, że my jesteśmy ich właścicielami, zaś robić, a nawet zarządzać powinni za nas inni ludzie. Najlepiej ci, do tego przygotowani merytorycznie.

Przedstawione zostały różne proporcje dywersyfikacji portfela po wygranej. Każdy powinien dopasować ten najodpowiedniejszy dla siebie.

A my na zakończenie:

ŻYCZYMY WYGRANEJ!!!

W jakiej walucie obecnie najlepiej brać kredyt hipoteczny?

Każdy chyba słyszał o zawirowaniach wokół franka szwajcarskiego i o problemach ludzi, mających kredyt hipoteczny w tej walucie. Skąd wynikają te problemy? I w jakiej obecnie walucie najkorzystniej brać kredyt? A może po prostu najlepiej w złotówkach?

Kredyty hipoteczne udzielone we frankach od niemal zawsze należały do najpopularniejszych w Polsce, ze względu na bardzo niskie stopy procentowe w Szwajcarii. Kwota raty w przypadku kredytu zaciąganego w obcej walucie podlega jednak jeszcze ryzyku kursowemu. I tu właśnie jest pies pogrzebany. Bo o ile stopy procentowe (a więc cena pieniądza) zostały obniżone przez helwecki bank narodowy (czyli kredyt stał się relatywnie tańszy), to o tyle, mniej więcej od początku maja 2011 roku, wzrósł drastycznie kurs franka w stosunku do naszej narodowej waluty (rósł już wcześniej, bo od kwietnia 2010 roku, ale wzrost od maja tego roku był najbardziej odczuwalny). Dlatego ostatnimi czasy, pojawiły się problemy ze spłatą kredytów przez osoby, które brały go w tej walucie przed wzrostami - kredyty stały się drogie.

Na szczęście Narodowy Bank Szwajcarii usztywnił kurs franka do euro, zmniejszając spekulację gry na helweckiej walucie. Oznacza to, dla nas - Polaków - tyle, że wahania kursu złoty do franka szwajcarskiego są zależne tak na prawdę od wahań złoty do euro, które nie są aż tak dynamiczne. Oznacza to także uspokojenie spekulantów, grających na zwyżkę franka. Franka - uznawanego za bardzo bezpieczną walutę w niepewnych czasach kryzysu.

Usztywnienie kursu franka do euro przyniosło spodziewany rezultat - kurs franka nieco się obniżył. Oczywiście w stosunku do euro, obecnie jest wymieniany w okolicach ustalonego kursu wymiany - 1,2 a 1,25 euro za franka. Ale obniżył się delikatnie również w stosunku do złotego.

Co to oznacza dla chcących brać kredyt i dlaczego tyle piszemy o franku w tym kontekście?

Ponieważ, frank szwajcarski w dalszym ciągu jest walutą, którą powinno się rozważać chcąc wziąć kredyt hipoteczny. Ba, proponujemy nawet brać go w tej walucie. Dlaczego?

W długim okresie (czytaj: kiedy wszystko wróci do normy), znów popularne będą inwestycje na rynku bardzo dynamicznie rozwijającym się, jakim jest Polska. Polska waluta, chętnie kupowana przez inwestorów, umocni się, także względem franka. Wzięcie kredytu po tej "cenie" za franka oznacza spadek kosztów tego kredytu, przy tym scenariuszu. Obecnie za franka trzeba zapłacić 3,61, natomiast - historycznie rzecz biorąc - docelowym pułapem wydaje się być limit 2,40 - 2,80.

Poza tym, jeśli Polska, za kilka lat (mówimy o długim okresie) zostanie członkiem unii walutowej przyjmując euro, to będziemy mogli spodziewać się mniejszych wahań franka do euro oraz mniejszych spreadów.

A co z ryzykiem stopy procentowej?
Niestety, ta z pewnością w długim okresie wzrośnie. Będzie to spowodowane rosnącą inflacją - obecnie Szwajcaria emituje dużo pieniędzy bez pokrycia, by obniżyć wysoki poziom franka. Jednak można spodziewać się niewielkiego wzrostu, relatywnie mniejszego niż wynoszące w tym samym okresie stopy procentowe w Polsce.

Gdzie tkwi problem?
Mianowicie, obecnie dość ciężko jest dostać kredyt w tej walucie. Jest bardzo duży popyt na franka (dlatego jego cena jest wysoka). Jednak, chyba warto próbować. Wydaję nam się, że kredyt taki będzie bardziej opłacalny niż wzięty w euro czy w polskich złotówkach - ze względu na niskie stopy procentowe i wysoki kurs franka z dużym potencjałem spadkowym.




Tekst jest subiektywną oceną autorów bloga. Do niczego nie namawiamy :)